piątek, 5 lutego 2010

Biografia umierania Dawida Rieffa

„Najpierw głęboko zaczerpnęła powietrza, potem przez czterdzieści sekund nie oddychała. Dla tych, którzy patrzą z przejęciem na ludzką śmierć, ta straszliwa pauza nie ma końca; wreszcie po raz drugi odetchnęła. […] Stephen Nimer powiedział «Odeszła».” David Rieff, W morzu śmierci. Wspomnienie syna, Wyd. Czarne, 2009
 

„Śmierć jest nie do przyjęcia, chyba że ktoś umie zapomnieć o własnym «ja». A ona, która w życiu dokonała tak wiele, absolutnie nie była do tego zdolna” – pisał do Davida Rieff’a przyjaciel jego matki tuż po jej śmierci. We wspomnieniach Rieff’a na temat Susan Sontag takich zdań jest wiele. Opisują Sontag jako osobę do ostatka walczącą z każdą swoją chorobą, do samego końca nie pogodzoną z własną śmiertelnością. Przerażoną faktem, ze życie kiedyś musi się skończyć.

Susan Sontag jest raczej mało znana w Polsce, chociaż polska literatura była jedną z jej specjalności. Często na przykład tłumaczyła polskich poetów, a także utrzymywała, że należy do czwartego pokolenia polskich żydów osiadłych w Nowym Yorku. Jej twórczość była jednak lepiej znana w USA i zachodniej Europie.

Pozostawała zawsze kobietą aktywną, jasno wyrażającą poglądy. Taką siebie – wojującą, lewicującą żydówkę – pokazała z autoironią w filmie Zelig Woodego Allena. Znana była z ostrych opinii politycznych, w tym krytyki polityki USA, komentarzy do wojen w Wietnamie i na Bliskim Wschodzie, do terroryzmu i supremacji cywilizacji zachodniej. Była autorką powieści, krytycznych esejów na temat literatury, fotografii, teatru lub ogólnie kuluary masowej. Zajmowała się wszystkim co tylko ją zainteresowało i nie ustawała w poszukiwaniach nowej wiedzy. Osoba tak dynamiczna i pełna życia miała tylko jeden lęk: że będzie musiała umrzeć.

David Rieff właśnie ten motyw z życia matki uczynił tematem swojej książki. Przyszedł na świat, kiedy Susan była bardzo młoda. Poślubiła jego ojca, Philippa Rieff’a, gdy miała 17 lat. Rozwiodła się mając lat 25. Jako osoba biseksualna przeszła przez wiele intensywnych związków z kobietami i mężczyznami. Zawsze jednak pozostawała w bliskiej relacji z synem, dziennikarzem i komentatorem politycznym. Książka W morzu śmierci rozpoczyna się, gdy Rieff wraca z zagranicznej wyprawy i dowiaduje się przez telefon, że jego matka ma nawrót choroby (Sontag chorowała na raka od 1976 roku; w 2004 roku zabiła ją ostra odmiana białaczki, spowodowana zbyt intensywną chemią przy leczeniu poprzednich nowotworów).

Bardzo analityczne, do bólu ekshibicjonistyczne i przepełnione wewnętrznymi dialogami wyznanie mocno związanego z matką Rieff’a sprawia dwojakie wrażenie. Po pierwsze książka ta jest raczej próbą odpowiedzi na pytanie: „Czy słusznie postąpiłem? Czy jej nie zawiodłem?”, niż rzetelnym wspomnieniem umierającej matki. Rieff nie poświęca zbyt wiele miejsca biografii Sontag, chyba że uzasadnia ona w jakiś sposób jej postępowanie w okresie śmiertelnej choroby. Zadręcza za to czytelników pytaniami. Czy słusznie postąpił wspierając ją w walce z prawdą, że współczesna medycyna nie jest w stanie pokonać raka. Czy słusznie pozwalał jej wierzyć we własną niezniszczalność, w wyjątkowe szczęście, czy cokolwiek innego, co zmuszało chorą do sięgania po coraz bardziej inwazyjnych i wyniszczających terapie? „Rak = śmierć” – pisała w swoich dziennikach. A więc była świadoma stanu rzeczy. Jednak zamiast podjąć próbę pogodzenia się z własnym umieraniem, szukała własnego cudu.

„Ci, którzy ją kochali, zawiedli ją w końcu, bo żywi zawsze zawiodą umierających” – stwierdził Rieff otwarcie. Ich zdrowie i żywotność oddalało ją od przyjaciół i bliskich. Im bardziej stawało się oczywiste, że walki tej nie wygra, tym bardziej uciekała od rzeczywistości. Pozostawiając za sobą zdruzgotanych bezsilnością przyjaciół i rodzinę.

Ten motyw książki nieco nuży, może nawet irytuje. Rieff stawia wiele pytań o istotę psychicznego stanu zwanego umieraniem i niestety – często sam próbuje na nie odpowiadać, podpierając się słowami filozofów i psychologów. Mierzymy się zatem z rozważaniami intelektualisty, który boi się otwarcie zapytać dlaczego jesteśmy śmiertelni. Zamiast tego stara się zrozumieć powód nieakceptowania tego faktu przez własną matkę. Jakby sam odrobinę podzielał jej wiarę, że tym razem także się uda i na dodatek czuł się winny, że nie potrafi się przeciwstawić tym złudzeniom.

Z drugiej strony Rieff przedstawia stricte dziennikarski opis zmagań z chorobą. Pamiętnikom swojej matki, w których Susan Sontag niejednokrotnie pisze o lęku przed śmiercią, pustką, końcem wszystkiego, David Rieff przeciwstawił faktograficzny i szczegółowy obraz ostatnich miesięcy matki. Nie oszczędził niczego – idiotycznie skonstruowanych ulotek i poradników dla śmiertelnie chorych pacjentów, pretensji do bezsilnych i czasem bezdusznych lekarzy, rozpaczliwych poszukiwań w Internecie w nadziei na pojawienie się cudownego leku, stanów depresji i euforii z nimi związanych, czy histerycznej amnezji matki, która uporczywie wyrzucała z pamięci słowa lekarzy, które nie podsycały jej wiary w cud. Być może fakty te niewiele znaczą dla nas, żywych. Ale stawiając samych siebie przez chwilę w pozycji osoby odchodzącej ze świata żywych, nie sposób odmówić tej książce terapeutycznej mocy. Jakby mówiła: „Nie tylko Ty się boisz. Ten strach dosięga wszystkich. Wszyscy robią głupie rzeczy, żeby nie przyjąć do wiadomości ostatecznego wyroku”. Lekturze tej towarzyszy jednak strach. Wszyscy mamy przecież w głowach wizje godnego przyjmowania wyroków losu kreowanego przez filmy i powieści. Rieff świadomie obala romantyczną wizję ostatecznego pogodzenia się ze śmiercią wykreowaną przez popkulturę. Nie ma nic romantycznego w umieraniu – jest strach, ból, bezsilność, głupota i ucieczka w iluzje. Do samego końca wierzymy, że nam się uda.

„Miała lekką śmierć. Nie wiedziała, że umiera” – wspominała w jednym z kryminałów Joanny Chmielewskiej bohaterka śmierć matki. „Pewnie” – dodała inna bohaterka. – „Żywi jakoś wstrząs przetrzymają”. Tymi słowami w niepoważnej książce udało się zawrzeć poważną treść. O tym zapewne miała być książka Rieff’a. O pogodzeniu się z czyimś odejściem. Jak jednak pogodzić się ze śmiercią kogoś, kto sam umarł niepogodzony?

Rieff zakończył swoje wspomnienie refleksją na temat nadziei. Jednak nie mogę się oprzeć wrażeniu, że jest to nadzieja nieszczera. Jako człowiek patrzący realnie na życie, wie że śmierci nie da się uniknąć. Jedyne na co możemy mieć nadzieję, to uniknięcie umierania.

Tekst dostępny na MojeOpinie.pl

Brak komentarzy: