sobota, 7 listopada 2009

Ziemia jest płaska (a fotografia okrągła)

Ostanie spotkanie z cyklu „Czwartki z fotografią” zupełnie celowo zamieniło się w prawdziwy wykład. Tym razem tematem wiodącym były zdjęcia panoramiczne. Prelegentem wybrany został – zapewne nie przypadkowo absolutny pasjonat, niepublikowany dotąd fotograf i biolog w jednym - Paweł Szpygiel. Dotąd na scenie królowały szlachetne techniki fotograficzne, tajemnice warsztatu przekazywane z pokolenia na pokolenie. Warto było usłyszeć co ma do powiedzenia człowiek z drugiej strony barykady, który uparcie podkreśla, że aparat cyfrowy to najpiękniejszy wynalazek na świecie i twierdzi, że Ziemia jest płaska.

Paweł Szpygiel jest absolwentem Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. Na studia dostał się tylko po to, żeby pracować w znajdującej się przy tym wydziale Pracowni Fotografii i Informacji Obrazowej. Zapalony płetwonurek, ciekawy podwodnego świata, a w szczególności polskich jezior. Zasłyną serią fotografii opublikowaną w National Geographic (2002 r.), ale miejsce ich wykonania utrzymuje w ścisłym sekrecie. Nie wyjawia nazw jezior w których nurkuje celowo – aby ocalić te miejsca przed „najazdem” turystów i amatorów. Zamiast tego tworzy obszerne, podwodne panoramy.

Swój wykład rozpoczął jednak nie od biologii, a od historii. Na początek można było posłuchać o historii dziewiętnastowiecznych panoram malarski (Henryka Ligockiego czy Jana Styki). Wykład zagłębiał się dalej w historię, poprzez poszczególnych fotografów tworzących pierwsze panoramy, aż po współczesne możliwości komputerów i sprzętu fotograficznego. Prezentując pierwszą polską panoramę do samodzielnego złożenia, która ukazała się w gazecie „Kłosy” w 1873 roku Paweł Szpygiel polecił słuchaczom dobrze ją zapamiętać. Wrócił do tego wspomnienia przechodząc do swojej ulubionej, współczesnej dziedziny – panoramy sferycznej, której oglądanie jest możliwe jedynie przy użyciu komputera. Z jednej strony mamy tekturowy walec, który należało skleić z dostarczonych w gazecie części i przymocować do żyrandola, a następnie stanąć w jego środku i podziwiać od wewnątrz. Z drugiej strony mamy cyfrową kulę, której wnętrze możemy oglądać wyłącznie dzięki cyfrowym urządzeniom.

Nie zmieniło się jedno – na większości panoramicznych zdjęć rzadko występują ludzie ani pojazdy. Jak wspomniał fotograf, jeśli pojawiają się na dawnych zdjęciach lub rycinach z ubiegłego wieku, to wyłącznie dzięki zafałszowaniu obrazu, doklejeniu (dorysowaniu) elementów. Ówczesne aparaty fotograficzne miały tak wąski kąt widzenia, że trzeba było kilkunastu, a najczęściej kilkudziesięciu połączonych zdjęć, żeby stworzyć całą panoramę. Do tego – jak wiemy – ówczesne klisze wymagały dłuższego naświetlania. Dlatego zdjęcia panoramiczne były robione najczęściej bardzo wcześnie rano, kiedy na ulicach niemal nie było ludzi i pojazdów. Współcześnie, kiedy technologia poszła znacznie do przodu, fotograf nie ma już takich ograniczeń. Specjalistyczny aparat z bardzo szerokim kątem widzenia wymaga mniej niż dziesięciu zdjęć do stworzenia panoramy. Trzeba jednak wykonywać je bardzo szybko – zmieniające się warunki oświetleniowe mogą sprawić, że pierwsze i ostatnie zdjęcie (które przecież należy później połączyć) będą się od siebie zbyt różnić. Fotograf ma może minutę na całą panoramę – tłumaczył Paweł Szpygiel, objaśniając tajemnice sprzętu i tłumacząc, jak najłatwiej zabrać się dorzeczy. Pierwszy raz na czwartkowym wykładzie autor fotografii tak dokładnie i wyczerpująco wyjaśniał, w jaki sposób można pójść w jego ślady. Kilka uwag było wręcz bezcennych – nie każdy pamięta bowiem, że obracając aparat wokół własnej osi nie zdołamy wykonać serii pasujących do siebie zdjęć. Należy obracać aparat wokół jednego, starannie wybranego punktu w obiektywie – najlepiej nie zmieniając położenia soczewek. Dopiero wtedy możemy mieć pewność, że nasza panorama będzie idealnie zgrana. Paweł Szpygiel starał się dokładnie wyjaśniać (a nawet zilustrować) takie pułapki czyhające na jego naśladowców. Można się domyślać, że w takich chwilach niemal każdy słuchacz wykładu choć przez chwilę miał ochotę chwycić aparat i spróbować. Nie zabrakło też ciekawostek z życia profesjonalisty – omówienia historii jednego z głównych programów komputerowych, którego pojawienie się w Internecie (jako program open source) otworzyło dostęp do fotografii panoramicznej także amatorom. Inny przykład to narzędzia do precyzyjnego obracania aparatem w trakcie robienia zdjęć do panoramy, skonstruowane… z kolcków lego.

Po długim wstępie teoretycznym, oczywiście nastąpił pokaz zdjęć. Jako modelowy przykład konstruowania panoramy sferycznej Paweł Szpygiel wybrał fotografie holu Muzeum Narodowego. Fotografie, na których niemal każda linia prosta stała się łukiem. Nie da się opisać wrażenia rozciągnięcia na płaskim fragmencie obrazu widoku wszystkich czterech ścian pomieszczenia na raz. W tym tkwi różnica między panoramą w kształcie walca, a kulą. Fotograf objaśniał, jak program do składania panoramy w całość nakłada na siebie poszczególne punkty obrazu, sklejając w całość serię fragmentarycznych obrazów. W ten sposób powstaje płaski odpowiednik kuli. Ale jeśli by pozwolić komputerom na swobodę… Wtedy zamiast klasycznej panoramy powstają fantazyjnie powyginane pomieszczenia, gdzie muzealna strażniczka siedzi na suficie, a marmurowe popiersie jest trzy razy większe niż w rzeczywistości. Prezentowane przez Pawła Szpygiela fotografie z centrum Warszawy robią jeszcze bardziej niesamowite wrażenie. Fotografia parku zamknięta w postaci małej planety pośród pełnego obłoków nieba; wnętrze gmachu politechniki, nabrzmiałe i nadmuchane jak balon; klatki schodowe Mostu Poniatowskiego, które niczym na obrazie futurysty rozbiegają się we wszystkich kierunkach na raz; ginące we mgle bezkresne wieżowce… Wrażenie niesamowitości potęguje jeszcze świadomość, że fotografie te przedstawiają rzeczywiste, dobrze znane na co dzień miejsca w stolicy. Jednak zawinięte w kształty motyla, niekończącej się ósemki, czy gigantycznego bąbla sprawiają wrażenie miejsc iście bajkowych. W tych obrazach kuszą możliwości komputera, który tak swobodnie przekształca rzeczywistość.


Ale Paweł Szpygiel przedstawił nie tylko te fotograficzne manipulacje na miejskiej przestrzeni. Sięgnął do prywatnych zasobów i przeniósł słuchaczy na chwilę pod wodę polskich jezior. Większość internautów zna już to wrażenie wirtualnej podróży po pomieszczeniach muzeów i galerii, jakie dają cyfrowe symulacje. Ale czy kiedykolwiek znalazł się w ten sposób pod wodą? Zadziwia, ile kolorów, faktur i detali można znaleźć w polskich wodach. Panoramy Szpygiela są też wielowarstwowe – w niektóre punkty można się swobodnie zagłębiać, aby oglądać detale, przepływające ryby, przebłyski słońca. A nie jest łatwo zrobić takie zdjęcia. Kiedy się postawi aparat, trzeba czekać godzinę, dwie, aż muł opadnie – opowiadał nasz fotograf. Żeby poruszyć aparatem, nie można po prostu wskoczyć do wody. Pozostaje wychylanie się z pontonu, albo cierpliwe czekanie w bezruchu na dnie jeziora. Paweł Szpygiel mógł tutaj liczyć na pomoc żony, Joanny, która od lat towarzyszy mu w podwodnych wyprawach i czasami bywa na zdjęciach uwieczniana. Nurek-fotogaf zmaga się nie tylko z mętną wodą, przesuwającym się szybko światłem słońca czy wymagającym sprzętem. Wśród opowieści na tym wykładzie znalazła się także historia uporczywego szkwału, czyli złośliwej burzy, która nie tylko wygnała fotografów z jeziora, ale – poprzez zwalone drzewa – także unieruchomiła ich na lądzie.

Z taką ilością informacji na temat technik fotograficznych, sprzętu i metod pracy każdy amator czuje w sobie potężną chęć podjęcia wyzwania. Ale czy warto? Na GPSach świat jest płaski – skomentował w pewnym momencie fotograf swoje opowieści. – Nikt by nie pomyślał, że Ziemia jest okrągła. Dopiero fotografia ujawnia istnienie w przestrzeni łuków i zaokrągleń. Wtedy człowiek zaczyna uświadamiać sobie, że żyje wewnątrz kuli. A więc jeśli świat, który ogląda oczami wciąż jest dla niego zbyt płaski – powinien zrobić panoramę.

Brak komentarzy: