poniedziałek, 20 grudnia 2010

Reportaż z podróżnika



Sobota, 27 listopada 2010. Press Club Polska na Krakowskim Przedmieściu wypełniony po brzegi uczestnikami spotkania. Po lewej stronie ekran, po którym leniwie przebiegają dość przypadkowo ułożone fotografie zaproszonych gości. Po prawej kanapa, przy której ma się toczyć rozmowa. Atmosfera swobodna, żartobliwa, wręcz niepoważna. Spotkali się podróżnicy, reporterzy i fotoreporterzy.

Marcin Jamkowski, dziennikarz, fotograf i filmowiec, niegdyś redaktor działu nauki w Gazecie Wyborczej, dziś wolny strzelec, zagorzały fan podróżniczej eksploracji na ziemi i pod wodą. Jakub Mielnik, polski dziennikarz, korespondent BBC, Reutersa, niekiedy podróżnik, autor tekstów unikający fotografowania jak ognia. Joanna Lamparska, dziennikarka przeprowadzająca historyczne śledztwa dla Focusa czy Trevellera, autorka przewodników po Dolnym Śląsku, tropiąca zaginione poniemieckie skarby. Paulina Wilk od siedmiu lat pisząca dla Rzeczpospolitej, zafascynowana Indiami i historiami z indyjskich ulic. Maciej Biernacki, fotograf m.in National Geographic, Travellera, uczestnik wielu wypraw, mistrz taniego podróżowania.

Śladem uczestników spotkania, zanim przejdziemy dalej dokonajmy krótkiej analizy pojęć. Na słowo podróżnik od razu w głowie pojawia mi się obraz trapera z plecakiem na samotnym szlaku. Reporter to ten pan z notatnikiem, który zaczepia ludzi w obcych miastach i spędza długie godziny pijąc z nimi tajemnicze napoje. Fotoreporter za to musi mieć teleobiektyw i kamizelkę z wieloma kieszeniami, prawda? Błąd. Jak się okazało podróżnicy nie koniecznie muszą przemierzać pustynie, reporterzy bywają turystami, a kamizelka z kieszonkami to dla fotografa straszny obciach.

Marco Polo kłamie

Czym różni się reporter od podróżnika? Zdaniem Marcina Jamkowskiego, pisma włoskiego podróżnika doskonale pokazują te różnice. Ambitny Włoch, swego czasu ekspert od Jedwabnego Szlaku, z pewnością nie był reporterem. W jego opowieściach o obcych krajach nie zabrakło jednorożców, mitycznych królestw i – bądźmy szczerzy – uprzedzeń rasowych. Jest w nich wszystko – koloryt, kultura, polityka, legendy, religia. Brak tylko podstawowego elementu dziennikarstwa: wiarygodności. „Nie jesteśmy szermierzami prawdy” – podkreśla Jakub Mielnik. Jednak uczciwość jest jednym z elementów reportażu, zaraz obok osobistej refleksji, subiektywnej obserwacji. Chodzi o to, żeby opisywać to, co się rzeczywiście widziało lub słyszało. Jest to krytyka wszystkich tych podróżników/turystów, którzy nigdy nie wychylili głowy poza utarte szlaki agencji turystycznych czy przewodnikowe standardy. Nie oznacza to, że turysta nie może być podróżnikiem. Jeśli stara się doświadczyć otaczającego go, nowego świata, jest nim jak najbardziej. Jako przykład Joanna Lamparska przytoczyła zorganizowany pod hasłem „Smaki Meksyku” zlot dziennikarzy z całego świata. Ideą wyprawy miało być poznanie kuchni meksykańskiej w jej ojczyźnie. Wykonanie było skrajnie odmienne: grupa organizatorów „w operowych strojach”, jak to skomentowała Lamparska, ciągała dziennikarzy od jednego ekskluzywnego bankietu do drugiego. Kulminacyjnym punktem było przejście jedną z meksykańskich ulic, gdzie bezdomnych i biedaków obsługa luksusowych bankietów karmiła resztkami po zagranicznych dziennikarzach... Efekt był jeden: dziennikarze popadali w coraz większą depresję i brak apetytu, a o samym Meksyku nie dowiedzieli się zupełnie nic. Jak więc stworzyć reportaż z podróży, który ma coś do powiedzenia? „Podróżnik podróżuje z punktu A do punktu B, a dziennikarz szuka historii” – podkreśla Jakub Mielnik.

Po pierwsze: czytać

„Turysta ma takie przygody i niespodzianki, za jakie zapłacił. Podróżnik ma takie przygody i niespodzianki, na jakie zasłużył” – żartuje Maciej Biernacki. Do wyprawy trzeba się przygotować – poczytać, poszperać, popytać. Głównie żeby uniknąć kompromitacji, jak ostrzegała Joanna Lamparska. Sama zaliczyła wpadkę próbując kupić sobie w Birmie elegancką sukienkę w... sklepie dla mnichów. Szata była piękna, ale nie miała nic wspólnego z suknią w naszym rozumieniu.

Czasem zaplanować trzeba nawet temat, a potem szukać na miejscu i kombinować z tym, co się zastanie. Wtedy idealnym wyjściem jest zrobić rekonesans, wrócić i wejść do redakcji z gotowym pomysłem. Nikt nie powiedział, że nie można nam wracać na znane szlaki. W ten sposób na przykład Marcin Jamkowski stworzył swój materiał o Mieście Śmieciarzy w Kairze. Pojechał, zobaczył coś i wrócił, żeby się w temacie zagłębić. Należy do tej grupy podróżników-dziennikarzy, którzy wspinają się, nurkują, zaglądają do niedostępnych miejsc. Nie boi się wyjść swojej historii na przeciw.

Część reporterów, zwłaszcza w rejonach ogarniętych konfliktem, korzysta z pomocy tzw. fixerów, czyli lokalnych tłumaczy, dziennikarzy, którzy za pieniądze zbierają informacje, ustawiają spotkania, organizują wywiady i kontakty. Wtedy dziennikarz zbiera opowieści w barach, taksówkach czy hotelach, nie dotykając realnych wydarzeń. Przypomina to pisanie przewodników na podstawie informacji z internetu – niby to wszystko fakty, ale już przez kogoś opowiedziane, przetworzone. Reportaż oparty wyłącznie na cudzych opowieściach może być świetnym obrazem np. lokalnych poglądów czy lęków, ale nie może udawać rzetelnej relacji.

Jak zagaić autochtona?
Każdy ma swoje metody szukania bohaterów, nawiązywania z nimi kontaktu. Joanna Lamparska otwarcie przyznaje, że stara się wtargnąć swoim bohaterom do łazienki. Wiele potrafi wyczytać z kosmetyków na półeczce, lekarstw w apteczce, czy samej estetyki miejsca. Drugą jej metodą jest zadawanie osobistych pytań zupełnie nieznanym osobom. Zdarzało się jej zagaić płaczącą kobietę w pociągu słowami: „Wstrętni ci faceci. Który tak Panią urządził?” i uzyskać opowieść o niedoszłej karierze w Bollywood.

Temat można znaleźć wszędzie. Stojąc na wybrzeżu, fotografując rybaków, pytać czy mają wystarczającą ilość ryb, czy jest im gorąco, czy to co robią jest niebezpieczne. Jeśli nie ma ryb – jest temat. Bo rybacy żyją z ryb, a skoro ryb nie ma, jak mają się utrzymać? Żeby zdjęcie wyrażało bliskość, albo żeby móc przebywać długo w jednym miejscu także fotograf musi też nawiązywać więzi. Spędzić nieco czasu z portretowanymi ludźmi. Może wtedy, zupełnie przypadkiem (jak Joanna Lamparska i jej fotograf Piotr Małecki w trakcie reportażu o poszukiwaczach skarbów) może stać się świadkiem małego cudu. Na przykład takiego, w którym jeden z bohaterów reportażu, rozczarowany bezowocnym poszukiwaniem poniemieckich skarbów na Śląsku kopnął wapienną formację skalną. I o to – na oczach fotografa – kawałek wapienia odłupał się i wraz z ukrytym pod nim niemieckim pistoletem spadł na ziemię. Takie cuda wymagają jednak pewnego wysiłku... Fotograf zawsze musi się trochę nabiegać, żeby zdobyć coś nowego, nowy punkt widzenia, nowe ujęcia: w domu, w pracy, na spacerze, w autobusie.

Za to reporter siedząc w jednym miejscu, nie szukając sensacji, ale tworząc relacje z ludźmi może odkryć temat tuż za rogiem. „Ja się po prostu gapię” – twierdzi na przykład Paulina Wilk. Jej reportaże powstają w domu, kiedy już przetworzy i przyswoi doświadczenia. Nie lubi robić notatek, nie szuka wyjątkowości, stara się zrozumieć codzienność Indii. Dla niej tekst nie polega na doświadczaniu czegoś, ale na próbie zrozumienia. Twierdzi też, że kobietom w pewnych sytuacjach bywa łatwiej – łatwiej wejść do domu, łatwiej zwiedzić ukryte przestrzenie, szczególnie w kulturze orientalnej. Jej metoda to pozwolić się nakarmić. Zaofiarowanie posiłku jest jedną z oznak zaufania, a sam sposób podania czy zachowanie pani domu może stać się świetną historią.

Sprzętologia

Zdaniem Macieja Jeziorak, fotografa z Napo Images najbardziej przydatną rzeczą w podróży jest sznurek. Można nim coś związać, powiesić na nim pranie, używać jako paska... Tysiąc i jedno zastosowanie. Każdy podróżnik ma taki swój niezbędnik. Dla Macieja Biernackiego to będzie statyw i koszula. Statyw – ponieważ fotograf wygląda z nim profesjonalnie (a nie jak turysta), prawie jak z telewizji. Trudniej go wtedy skądś wyrzucić, albo zabrać aparat. Wartości obronne statywu też należy doceniać. Koszula? Zdaniem Biernackiego – w t-shircie wygląda się zbyt luzacko, turystycznie, a przysłowiowa kamizelka z kieszonkami lepsza jest dla wędkarzy, bo fotograf wygląda w niej żenująco. Poza tym kamizelka grzeje. Koszula za to wygląda wystarczająco oficjalnie, ale nie zbyt sztywno. Oczywiście prawdziwa koszula z kołnierzykiem i guzikami. Marcin Jamkowski nie przepada za to za statywami, ale lubi mieć pod ręką ulubiony aparat. Taki, który najlepiej zna i potrafi najszybciej ustawić. Lubi także być traktowany niepoważnie i niewidocznie, dlatego stara się nie rzucać się w oczy.

Dziennikarze nieco mniej uzależnieni są od sprzętu, bardziej od możliwości kontaktu ze światem. Zdaniem Jakuba Mielnika wszystkie niezbędne rzeczy zawsze można kupić na miejscu. Nic nie zastąpi jednak pamięci i notatnika. Zdarzyło mu się parę razu zawieść na super odpornym komputerze ze specjalną, wielką baterią i innymi bajerami. Najprościej w świecie programiści zapomnieli zainstalować właściwych sterowników. Notatnik jest częstym atrybutem reportera, chociaż ich rozmówcy nauczyli się już oczekiwać dyktafonu. Nie za wielu podróżujących reporterów naprawdę go używa. Dyktafon czyni rozmowę mniej osobistą.

Cenną rzeczą może się okazać długopis. „W Kenii długopis jest droższy od pieniędzy. Trzeba mieć z 50, bo każde dziecko chce go dostać” – śmieje się Paulina Wilk. Podkreśla, że jak długo się da, dziennikarz powinien omijać oficjalne drogi budowania historii. W niektórych rejonach „dziennikarz” automatycznie równa się „szpieg”, trudno mu swobodnie poruszać się po kraju z lokalną policją na karku. Jak długo się da należy podróżować „zwyczajnie”, bez drogiego sprzętu, zdając się na długopis i własną pamięć.

Z pamiętnika początkującego dziennikarza

Mamy już reportaż i chcemy go opublikować. Jak? Gdzie? Większość gazet ma sprecyzowaną wizję świata: Zachód to Waszyngton, Wschód – Moskwa, Południe – Rzym, a Północ? Północ dla Polaków niemal nie istnienie. Coraz mniej interesują nas historie ze świata, coraz bardziej ograniczamy się do własnego podwórka. Niech pani napisze o Gambii”- przedrzeźnia Joanna Lamparska wyimaginowanego redaktora. „O czym to może być?” – podejmuję grę Marcin Jamkowski. „Może o problemach żywieniowych w Gambii?” grają dalej. „Nie mam czasu” – odpowiada udawany redaktor. „Może o pięknych plażach” – kontynuuje dziennikarka. „Świetnie. Na kiedy pani napisze?” – pada odpowiedź. Zdaniem Joanny Lamparskiej redaktor zwykle nie wie czego chce lub nie ma pojęcia o temacie. Zamówiono u niej kiedyś reportaż o dużym Fiacie, który przez trzy miesiące przygotowywała. Na trzy dni przed terminem redaktorka napisała beztroskiego maila: „Jak tam nasz maluszek?”. W trzy dni powstał nowy materiał, ale i tak wielka praca przepadła.

Jak więc obronić temat? Większość dziennikarzy-freelancerów przyznaje, że aby podróżować, trzeba mieć inne źródło dochodów, drugi zawód lub etat. Fotograf dorabia zdjęciami komercyjnymi lub sprzedając swoje zdjęcia jako fotografie artystyczne, na przykład turystom podróżującym do rejonu, w którym taki fotograf pracował. Zdaniem Macieja Biernackiego, bywa to całkiem opłacalny biznes. „Prasa jest teraz biedna” – przyznaje Marcin Jamkowski. Czasy, kiedy redakcja proponowała budżet i wysyłała dziennikarza w delegację na materiał dawno minęły. Dziś trzeba się o materiał samemu wystarać i umiejętnie go sprzedać. Z jednego wyjazdu można jednak wycisnąć więcej niż jeden materiał. Jeśli dobrze to rozegramy, wyjazd może się jeszcze zwrócić. Dla Pauliny Wilk ratunkiem jest dodatkowe zajęcie: recenzje muzyczne, etat dziennikarki. Uważa, że ma szczęście, bo jej reportaże z Indii znajdują „kupca”, ale gdyby nie etat, pewnie by nie podróżowała.

De facto żaden z zaproszonych gości nie ma wykształcenia reporterskiego czy dziennikarskiego. Maciej Biernacki jest z wykształcenia geografem, Marcin Jamkowski – chemikiem. Jakub Mielnik skończył historię, Paulina Wilk – politologię, a Joanna Lamparska wciąż studiuje, bynajmniej nie kierunki dziennikarskie. Można powiedzieć, że przecierali szlaki własnymi pomysłami i to samo doradzali wszystkim początkującym w zawodzie. Zgodnie z ich definicją reportażu z podróży, można stwierdzić, że reporter nigdy nie jeździ na wakacje. Z drugiej strony – na wakacjach robiłby to co lubi, czyli poznawał świat swoją własną, opatentowaną metodą. Z bliska.

Artykuł jest podsumowaniem spotkania z 27 listopada 2010 „Zbierać fotografie to zbierać świat“ (Press Club Polska); gośćmi byli fotoreporterzy i dziennikarze:; prowadzenie: Maciej Jeziorek i Ewa Meissner z Napo Images.

Recenzja festiwalu "Warszawa bez Fikcji", portal MojeOpinie.pl

Brak komentarzy: