„Historia powstania alfabetu Braille’a to nie bohaterska opowieść o człowieku, który w poczuciu misji tworzy nowy sposób czytania dla niewidomych. Jest to raczej historia chłopaka, który chcąc pomóc sobie, zrewolucjonizował życie innych... „Takimi słowami zaczyna się pierwszy artykuł na temat Louisa Braille’a jaki wyskoczył mi w wyszukiwarce. Nie zaskoczyła mnie taka opinia, bo większość ważnych dla ludzkości wynalazków powstała przy okazji ułatwiania sobie życia. Bez kilku z nich można się łatwo obejść, ale są takie, za które dziękuje się Bogom. Takim wynalazkiem stało się pismo dla niewidomych.
Sto lat temu, w rzemieślniczej rodzinie we Francji urodził się mały Louis Braille (świetny referat na temat Louisa tutaj). Najmłodszy z czworga rodzeństwa chłopiec stracił wzrok mając niecałe cztery lata – w wyniku wypadku w warsztacie ojca. W ówczesnym świecie tragedia ta z reguły strącała ofiarę na margines społeczeństwa, ale rodzina Braille’ów nie poddała się. Młody Luis, wspierany przez lokalnego duszpasterza, opata Palluy i rodzinę ukończył normalną szkołę, nie ustępując w nauce widzącym kolegom. Dzięki tej pomocy dostał stypendium i wyjechał uczyć się do do Królewskiego Instytutu dla Młodych Niewidomych w Paryżu. Miał wtedy 10 lat – w tym wieku po raz pierwszy zetknął się z dotychczasowymi próbami stworzenia alfabetu dla niewidomych. A było ich sporo.
Pierwszą myślą twórców tych pism było po prostu powiększenie i uwypuklenie normalnego pisma, aby niewidomy mógł palcami wyczuć kształt liter. Takie próby – z powodzeniem – podjął pod koniec XVIII wieku Valentin Hauy. To właśnie do jego szkoły (zresztą pierwszej na świecie) trafił młody Braille. Pierwsza książka w systemie Hauy’a ukazała się w 1786 roku – był to podręcznik o wychowaniu niewidomych dzieci. Książka miała wymiary 27 na 20 cm, a litery – aby były czytelne – osiągały rozmiar powyżej 2 cm. Sprawiało to, że objętość książki była nieproporcjonalnie większa w stosunku do jej zawartości. Ponadto próby samodzielnego pisania przez niewidomych w tym systemie zakończyły się fiaskiem. Sukces był więc mocno niepewny.
Kontynuacją tego pomysłu był m.in. alfabet Moona, zresztą do dziś stosowany w Wielkiej Brytanii, szczególnie wśród osób, które utraciły wzrok w późniejszym wieku.
Dr William Moon (1818-1894) stworzył alfabet oparty na trzech rodzajach znaków. Jest to rodzaj modyfikacji wielkich liter alfabetu łacińskiego – uproszczonych poprzez opuszczanie lub łączenie niektórych linii. Znaki, których nie udało się uprościć zastąpiły umowne linie i kropki. Profesjonalnie mówiąc: Podstawą systemu jest osiem liter alfabetu łacińskiego, które przez zmianę pozycji np. odwrócenie o 90 lub 180 stopni, dają inne litery. Cechą charakterystyczną tego pisma jest zmienny kierunek czytania, o czym informuje wypukły łuk usytuowany na końcu wiersza.
W. Klein (1809 r.) w podobny sposób przekształcił czcionkę na szereg punktów - litery łacińskie drukowane były przy pomocy czcionek szpilkowych. Jednak proces czytania był zbyt wolny, a koszty druku zbyt wysokie, aby te próby przyjęły się na dłużej.
Przełomem okazał się wynalazek Charlesa Barbiera de la Serre'a, kapitana artylerii: 12- punktowy szyfr będący kombinacją punktów i kresek, dający w sumie 36 znaków. Kluczem do tego szyfru była tabela z trzydziestoma sześcioma znakami. Szyfr ten w 1820 roku trafił do instytutu dla niewidomych, ale jego wadą okazała się niemożność fonetycznego, zgodnego z ortografia zapisu słów (a we francuskim języku jest to rzecz bardzo istotna), a także brak cyfr, interpunkcji... Jednak Louis Braille, przekonany o użyteczności szyfru, sam zajął się udoskonalaniem nowego alfabetu – w nocy, pod kołdrą swojego szkolnego łóżka. Pierwsze prace ukończył w październiku 1824 roku – miał wtedy 15 lat. Ale za prawdziwą datę powstania alfabetu uznaje się rok 1827 - punkty zostały zredukowane do sześciu, reguły zapisu ujednolicone i sprowadzone do 63 znaków – w tym cyfr, znaków przestankowych, akcentów… W tym roku miał miejsce pierwszy druk w jezyku Braille’a, a w 1829 pismo zostało zaprezentowane publicznie. W 1837 roku wydano pierwszą książkę w Braille’u, ale rok, który uznaje się za datę ostatecznego ukształtowania się alfabetu to rok 1844 - rok ostatecznych poprawek, unifikacji i akceptacji przez środowisko. Co ciekawe, do polskich szkół system ten trafił w… 1934 roku. Dopiero wtedy oficjalnie uznało go polskie Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.
Braille przez całe życie pracował nad swoim pismem i losem niewidomych. Od 18 roku życia udzielał w swojej szkole korepetycji, a potem wykładał. Dostosował swój alfabet do potrzeb muzyki, matematyki i innych nauk.
Sam Louise niestrudzenie odpierał zarzuty wobec swojego pisma – m.in. wytykano mu, że widzący nie są w stanie go zrozumieć, co doprowadzi do izolacji niewidomych w społeczeństwie. Jednak łatwość czytania i – co najważniejsze – możliwość robienia notatek zyskały nowemu systemowi popularność wśród ludzi ociemniałych. W latach 80 XIX wieku system ten zaczął być powszechnie przyjmowany w całej Europie. Jego bazą stało się 25 znaków plus znak „w” i znaki przestankowe. Drobne modyfikacje dla potrzeb danego języka nie likwidują jego międzynarodowego charakteru.
Ciekawe, czy gdyby Braille nigdy nie wpadł na ten pomysł, niewidomi "dotrwaliby" do ery książek dźwiękowych? Mam na myśli ich realne wyjście z ciemności na nowy, wykropkowany, wypukły, wyczuwalny świat. Ich aktywność zawodową, osobistą i uwolniony geniusz (podobnie jak u Braille'a, nie brak niewidomym inteligencji, o czym "zdrowi" ludzie nagminnie lubią zapominać - ale to już inny temat). Mamy w Anglii niewidomego ministra (choć już niedługo, niestety), a obok siebie szereg niewidomych naukowców, a jeśli o mnie chodzi - także przyjaciół. Ludzie, jakby nie patrzeć, samodzielni i ciekawi świata. A świat stara się jak może ułatwiać im kontakt z nowoczesnością. Chociaż czasami... Ale to już temat na kolejny artykuł.
Przełomem okazał się wynalazek Charlesa Barbiera de la Serre'a, kapitana artylerii: 12- punktowy szyfr będący kombinacją punktów i kresek, dający w sumie 36 znaków. Kluczem do tego szyfru była tabela z trzydziestoma sześcioma znakami. Szyfr ten w 1820 roku trafił do instytutu dla niewidomych, ale jego wadą okazała się niemożność fonetycznego, zgodnego z ortografia zapisu słów (a we francuskim języku jest to rzecz bardzo istotna), a także brak cyfr, interpunkcji... Jednak Louis Braille, przekonany o użyteczności szyfru, sam zajął się udoskonalaniem nowego alfabetu – w nocy, pod kołdrą swojego szkolnego łóżka. Pierwsze prace ukończył w październiku 1824 roku – miał wtedy 15 lat. Ale za prawdziwą datę powstania alfabetu uznaje się rok 1827 - punkty zostały zredukowane do sześciu, reguły zapisu ujednolicone i sprowadzone do 63 znaków – w tym cyfr, znaków przestankowych, akcentów… W tym roku miał miejsce pierwszy druk w jezyku Braille’a, a w 1829 pismo zostało zaprezentowane publicznie. W 1837 roku wydano pierwszą książkę w Braille’u, ale rok, który uznaje się za datę ostatecznego ukształtowania się alfabetu to rok 1844 - rok ostatecznych poprawek, unifikacji i akceptacji przez środowisko. Co ciekawe, do polskich szkół system ten trafił w… 1934 roku. Dopiero wtedy oficjalnie uznało go polskie Ministerstwo Wyznań Religijnych i Oświecenia Publicznego.
Braille przez całe życie pracował nad swoim pismem i losem niewidomych. Od 18 roku życia udzielał w swojej szkole korepetycji, a potem wykładał. Dostosował swój alfabet do potrzeb muzyki, matematyki i innych nauk.
Sam Louise niestrudzenie odpierał zarzuty wobec swojego pisma – m.in. wytykano mu, że widzący nie są w stanie go zrozumieć, co doprowadzi do izolacji niewidomych w społeczeństwie. Jednak łatwość czytania i – co najważniejsze – możliwość robienia notatek zyskały nowemu systemowi popularność wśród ludzi ociemniałych. W latach 80 XIX wieku system ten zaczął być powszechnie przyjmowany w całej Europie. Jego bazą stało się 25 znaków plus znak „w” i znaki przestankowe. Drobne modyfikacje dla potrzeb danego języka nie likwidują jego międzynarodowego charakteru.
Ciekawe, czy gdyby Braille nigdy nie wpadł na ten pomysł, niewidomi "dotrwaliby" do ery książek dźwiękowych? Mam na myśli ich realne wyjście z ciemności na nowy, wykropkowany, wypukły, wyczuwalny świat. Ich aktywność zawodową, osobistą i uwolniony geniusz (podobnie jak u Braille'a, nie brak niewidomym inteligencji, o czym "zdrowi" ludzie nagminnie lubią zapominać - ale to już inny temat). Mamy w Anglii niewidomego ministra (choć już niedługo, niestety), a obok siebie szereg niewidomych naukowców, a jeśli o mnie chodzi - także przyjaciół. Ludzie, jakby nie patrzeć, samodzielni i ciekawi świata. A świat stara się jak może ułatwiać im kontakt z nowoczesnością. Chociaż czasami... Ale to już temat na kolejny artykuł.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz