Podobno Machomet bardzo lubił koty - odciął kiedyś kawałek płaszcza, żeby nie budzić śpiącego na nim kota. Za sprawą jego specjalnego błogosławieństwa (trzykrotnego pogłaskania po grzbiecie) kot zawsze spada na cztery łapy. Egipcjanie uważali, że kot ma zdolności magiczne (np. magiczne wyłapywanie myszy, gdziekolwiek by się schowały).
Koty dorobiły się tej opinii w dużym stopniu dzięki swoim pięknym oczom. Kocie oko potrafi przystosować się do zmian światła i lśnić tajemniczo w ciemności - wszystko z powodu niezwykłej umiejętności bardzo szerokiego otwarcia źrenicy, tak że światło odbija się bezpośrednio od nabłonka rogówki. Analogicznie kot potrafi niemal szczelnie zamknąć swoją źrenicę, co pozwala mu także bez zażenowania wpatrywać się w słońce. Stoicki spokój puszka w obliczu płomiennej kuli musi robić wrażenie.
Zamiłowanie Egipcjan do kociej rodziny nie jest żadną tajemnicą. Po śmierci domowego pupila egipskie nakazy religijne wymagały pochówki kota, żałoby - łącznie z rytualnym zgoleniem brwi przez jego właścicieli. Natomiast Rzymianie uważali koty za symbol wolności. Chińczycy za strażników pomyślności i bogactwa, ale także - a to już kiepska wiadomość dla kotowatych - za lek na wiele chorób i dolegliwości. To właśnie Chińczycy zapoczątkowali przesąd dotyczący czarnego kota. Jak wiemy, w chrześcijańskiej Europie kota o barwie węgla kojarzono z narzędziem szatana i tępiono w okrutny sposób. Dopiero wielkie epidemii szczurów w XI i XII wieku przywróciły kota do łask. Sam papież zakazał ich zabijania, powołując się na niezwykłe talenty łowieckie mruczków. Później talenty te wysoko cenili Amerykańscy osadnicy, zabierając koty w podróże do nowej ziemi.
Buddyjscy mnisi uważali, że koty są tymczasowym schronieniem dla duszy ludzkiej. Otaczali je sporym szacunkiem i pozwalali na beztroski żywot w świątyni. Zamiłowanie to pozostało mieszkańcom Indii, którzy są jednym z czołowych krajów "kociarzy". Na pierwszych miejscach jednak zawsze były kraje Europejskie. Pierwszym krajem, gdzie zaczęto celowo hodować koty była Anglia - dotąd zajmująca się już hodowla koni i psów. Hodowano koty w Japonii - tam zaczęto je prowadzać na smyczy i wychowywać na kanapowego gentlemana lub damę.
Oczywiście należy pamiętać, że wychowując kota bardzo szybko sami zostajemy przez niego wychowani. Zna to każdy właściciel słodkiego "mruczka", który nagle nie dostał na czas jedzenia, albo uznał, ze zbyt późno wróciliśmy z nocnej imprezy... Kot jaki jest, każdy widzi, bo kot się z własnym charakterem nie kryje. Potrafi być oddanym przyjacielem, ale tez umie się z nami kłócić (do granic pyskowania), bywa złośliwy i zazdrosny. Pomimo tego tolerujemy go, bo...mruczy. Gdy kot odczuwa przyjemność w jego mózgu uwalnia się kocia wersja endorfin, która "uruchamia" mruczenie. Dlatego kot może zacząć mruczeć zanim jeszcze zaczniemy go głaskać - przecież wie, ze i tak nie zdołamy mu się oprzeć... :) Ponadto - to udowodnione - koty redukują stres i leczą chorych na nerwicę. Kolejny argument za tym dziwacznym stworzeniem.
Kocie ciało to bardzo specyficzna maszyneria. Prawie 10% jego kośćca stanowi...ogon. Koty mają żuchwę, która nie rusza się na boki, nie mają także kości obojczyka, a ich kręgi są niezwykle luźno połączone. To pozwala kotu spać w pozycjach, o jakich marzy niejeden jogin na świecie, a także pomaga im się wciskać w każdą dziurę. Mądre przysłonie mówi, że "kot ma taki kształt, jak naczynie w którym leży". To także z powodu gumowego kręgosłupa.
Kot nie ma w ogóle gruczołów potowych - dlatego stara się często zwilżać skórę śliną. Średnio trzecią część dnia spędza myjąc się (także dlatego, że to go po prostu relaksuje; jeśli zaczyna myć także i okolicznych ludzi, prawdopodobnie uznał, że są zestresowani...). Kot potrafi spać 15 godzin, więc zostaje mu niewiele czasu na brykanie... Koty są jedynymi zwierzętami, które potrafią chować pazury i mruczeć (w "obu kierunkach", czyli na wdechu i wydechu; tak mruczą tylko koty domowe: dzikie koty wydają odgłos mruczenia wydychając powietrze - ale oczywiście także mruczą, chociaż jest to o wiele mnie "sympatyczny" dźwięk!).
Koty na przestrzeni wieków gościły w wielu znamienitych domach - choćby u cara Piotra Wielkiego, Marcina Lutra, Mozarta, czy kardynała Richelieu, który był chyba jednym z pierwszych w historii ekscentryków, którzy zapisali kotom swój majątek (dokładnie - 14 rasowym pupilom). Koty często gościły w domach pisarzy i artystów - Ernest Hemingway miał ponad 40 kotów, którym zapewniał prywatną dostawę mleka od własnej krowy. Kot Dickensa wyznaczał swojemu panu godzinę snu - gasząc świecę łapką. Podobno nawet Lenin lubił koty (zaś Hitler ich nie znosił).
A co ja mogę o nich powiedzieć? Jako "matka" 17 letniego kocura i "córka" 8 letniej kotki (kocury częściej pozostają na całe życie kociakami, zaś kotki traktują swoich właścicieli jak niedouczoną, lekko ciamajdowatą wersję kociaka)... Może nie będę się dalej rozwodzić tylko się pochwalę, że posiadają mnie na własność i wyłączność dwa cudowne kotowate. Z okazji światowego dnia kota. I z okazji, że odkąd mieszkam sama tęsknię za nimi okropnie. ^^
wtorek, 17 lutego 2009
"Dom należy do kota. My tylko spłacamy pożyczkę."
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz