Napotkawszy w swym życiu kulturalnym taką oto piosenkę (dzięki serdeczne dla Wiewióra za inspirację), postanowiłam przyjrzeć się bliżej tematyce. W końcu Orgazm (duża litera zamierzona, w odróżnieniu od orgazmu, który bywa czasem udawany) jest w życiu, nie tylko seksualnym, bardzo ważny. Ale na przyjemny początek postanowiłam rozejrzeć się po sferze intymnej.
Nie tak dawno temu obiegła świat informacja, że Ekwadorska deputowana Maria Soledad Vela chce wpisania prawa do orgazmu do konstytucji swego kraju. Powody są liczne – po pierwsze szowinistyczne traktowanie kobiet jak sprzętu domowego, czy świadome ignorowanie ich potrzeb (słynne „zarobił swoje w trzy minuty, a potem odwrócił się na drugi bok i zaczął chrapać”). Takie niezadowolone z pożycia kobiety mogłyby, zgodnie z pomysłem tejże deputowanej, dochodzić swoich praw do orgazmu sądownie. Jaka byłaby kara za łamanie prawa do kobiecego orgazmu – tego gazety nie podawały.
Abstrahując od tego dziwacznego skądinąd pomysłu, prawo do orgazmu stało się hasłem marketingowym stulecia. Każda okłada kobiecego (i nie tylko) pisma krzyczy do nas o technikach seksualnych, które jego i mnie doprowadzą do szaleńczej rozkoszy. Tylko po co?
Badania mówią, że w Polsce około 11 procent aktywnych seksualnie kobiet nie przeżywa w ogóle orgazmu. Dlaczego? Głównie dlatego, że nie wiedzą jak. Świadome swojego ciała kobiety nie polegają na telepatii partnera, tylko wyjaśniają o co im chodzi. Z drugiej strony – wyścig o to, która głośniej krzyczy, mocniej drapie i częściej płacze zdominował dyskusje o równouprawnieniu. Po co nam feminizm, jeśli nie mamy za każdym razem orgazmu? – zdają się pytać owe tajemnicze gazety „dla kobiet”. I tu z pomocą przychodzi Internet.
Czasem zdarza mi się wpaść na dobry artykuł na serwisach religijnych. Ostatnio temat seksu pojawia się i na nich. Przyjrzyjmy się pewnej wypowiedzi na serwisie www.opoka.org.pl:
Gdy zaczęto mówić o prawie kobiety do zadowolenia ze współżycia seksualnego, utożsamiono je z prawem do orgazmu. Po prostu przeniesiono na kobiety model przeżywania aktu małżeńskiego przez mężczyzn! (Niektórzy współcześni seksuologowie mówią, iż stało się tak dlatego, że na początku nauką tą zajmowali się wyłącznie mężczyźni). Wyrządzono przez to dużą krzywdę wielu kobietom, wprowadzając je w zupełnie niepotrzebne kompleksy i frustracje.Trafnie, czyż nie?! Nie zgadzam się z tezą, że muszę mieć orgazm. Wolę mieć satysfakcję – bo w przeciwieństwie do seksu u mężczyzn, u kobiet nie jest to tożsame (acz jedno i drugie bardzo przyjemne). Jak każda kobieta, która swoje życie intymne traktuje poważnie wiem, że orgazm jest w seksie sprawą drugorzędną po, nazwijmy to: emocjach (sic!). Owszem – nie zaprzeczę – jest w seksie rzeczą najfajniejszą szczytowanie, o ile towarzyszy całej reszcie smaczków intymności… Podobno im częściej kobieta ma orgazm ze swoim facetem, tym mocniej się zakochuje. Dlatego popadamy w uczucia do facetów z którymi usiłujemy „tylko sypiać”. Jeśli są otwarci na nasze potrzeby i „dobrzy w te klocki”, to po prostu ich za to kochamy. I tutaj, w moim research’u internetowym dotarłam do ciekawego artykułu o seksie w islamie. Otóż:
"Zalecane jest, aby mężczyzna pieścił kobietę przed stosunkiem, aby ją podniecić tak, aby miała ona tyle samo przyjemności ze stosunku jak on... A jeżeli osiągnie szczyt przed nią, niewskazane jest, aby zakończył stosunek zanim ona osiągnie szczyt..., gdyż może to jej szkodzić i uniemożliwić zaspokojenie jej pragnienia".
Ibn Qudamah (rahimahullaah)
„Nikt nie powinien posiąść swojej żony jak zwierzę; niech na początku swoją rolę odegra posłaniec. Zapytali Mahometa: ‘A co jest tym posłańcem?’. Mahomet odparł: Pocałunki i słowa".
Mahomet
Czemu ludzie zachodu wierzą, że w Islamie nie ma miejsca na seks? Czy noszenie zasłony i skromność muzułmanek zaprzecza ich prawu do orgazmu? Oczywiście, rozmaite odłamy tej religii skupiają się na mnożeniu zakazów, ale Koran bardzo dokładnie określa prawo kobiety do przyjemności i komfortu w życiu seksualnym. Dyktuje prawo obu stron do wzajemnego szacunku, szeroko otwiera bramy do eksperymentów (acz nie na oścież…) i pozwala uczyć się siebie nawzajem.
Orgazm w życiu intymnym to nie jedyna forma satysfakcji jaką mogę mieć na co dzień.
„Każdy ma prawo do orgazmu, / orgazm to fala entuzjazmu. / Każdy ma prawo do orgazmu, / orgazm wyzwala od marazmu.”
Hmmmm… A co jeszcze w życiu sprawia, że krzyczę z radości? Wszystko, co mi sprawia przyjemność. Jak to się mówi – jest orgazmiczne?
^^
BTW: Żeby nie było - wszystkim życzę orgazmu w życiu intymnym, zawodowym, rodzinnym i po prostu w Życiu. ;)
2 komentarze:
Bardzo dobry artykuł :-)
Dzięki ;)
Szczególnie polecam ostatnie sekundy piosenki, w których tajemniczy głosik krzyczy w tle "ja też, i ja też".
;)
Prześlij komentarz