"Można je pogubić jak wiele/ innych przedmiotów w sprawach/ w tłumie wspomnień/ w biurze rzeczy znalezionych uśmiechają się / zasuszone kwiaty pustych portfeli/ kalendarzy i zdjęć/ te ostatnie zwłaszcza/ obok nieodbieranych kluczy/ ożywają w bezruchu cofniętego czasu/ raz utracone znikają/ wyrwane karty wczorajszego/ dnia byłych właścicieli"
Bogdan Abramowicz, "Biuro Rzeczy Znalezionych"
Pracownik Biura jest po trochu urzędnikiem, a po trochu detektywem i kryminologiem. Przychodzi paczka rzeczy znalezionych. Trzeba ją otworzyć, przejrzeć, opisać. - My nie wiemy, gdzie to leżało. W błocie, wilgoci, w śmietniku. Czasem aż w krtani dusi, taki zapach pleśni, albo gorzej - narzeka pani Janina Purzycka, inspektor. Teoretycznie powinno się paczkę otwierać w masce i plastikowych rękawiczkach. Ale jak wtedy sprawdzać dokumenty? Niewygodnie. A ludzie różne różności noszą. Niektórzy panowie (znowu zniżamy głos) gołe panie albo prezerwatywy mają w środku. - Ja rozumiem, że jesteśmy nowocześni i w ogóle. Ale to jakieś takie niesmaczne jest - skarży się cicho. Zaglądanie ludziom do portfeli jest trochę jak zaglądanie w duszę. Czasem trzeba, ale człowiek czuje się niezręcznie.
Pełen tekst reportażu na portalu www.GazetaPraca.pl
wtorek, 19 lipca 2011
Znajdź mnie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz