Weźmy młodego kawalera ze szpadą, dodajmy gorące romanse i wątki zbójeckie. Szczypta kościelnej intrygi i dalekie podróże po miastach Europy. Przepis na sukces, czy ekspresowa książka do przeczytania w jednej wieczór? Podobno Stephen King sam siebie nazywa McDonald’sem literatury. Ma jednak raczej na myśli ilość, nie jakość. Całkiem rozsądne założenie.
Chociaż tytuł książki krótko i zwięźle wiążę fabułę opowieści z tym wydarzeniem, konklawe jest dla Battistelliego tylko pretekstem do zamordowania jednego z bohaterów. W ten sposób kawaler Riziero może przystąpić do śledztwa, które kluczyć będzie między najświetniejszymi miastami Europy a dworskimi intrygami w papieskiej kurii. Nie zabraknie ani młodego złodziejaszka, ani tajemniczego zbójcy, ani pochodzącego ze wschodu szpiega, ani nawet uwodzicielskiej aktorki czy masońskiej loży. Pomimo tak wielu różnorodnych elementów – fabuła jest dość powolna. Winię za to styl pisarza, ponieważ trudno wartko płynąć z akcją, gdy opisy urzędowej hierarchii przewyższają nad opisami malowniczych Włoch czy Wenecji. Detalicznie odmalowane postacie drugoplanowe pozostają dla młodego detektywa jedynie narzędziem w niezbyt trudnym śledztwie. Z tego choćby powodu czytelnik nie ma okazji się do nich przywiązać, ani poznać je choć odrobinę. Jedynym liczącym się wątkiem jest tok myślenia kawalera z Pietracuty, który doprowadzi go w końcu do niezbyt satysfakcjonującego rozwiązania. Wszystko inne jest słabo zarysowanym tłem.
Do lektury „Konklawe” przystąpiłam z zapałem. Kościelne intrygi, kolorowe włoskie ulice i młody kawaler ze szpadą. Książkę czyta się lekko i szybko, niemniej jest to lektura „do autobusu”, a nie na wieczorne posiedzenie z herbatą, gdy wchłania się wzrokiem każdą literkę. Cóż – pojedynków jak na lekarstwo, włoskie ulice wydają się puste martwe, a romanse... Wątek romansów jest sprawą zupełnie odrębną. Osiemnastowieczna kobieta w opisach Battistelliego jest w zasadzie bezwolnym narzędziem w rękach mężczyzn. Nie przemawia przeze mnie feminizm (przynajmniej nie za bardzo). Raczej daje upust ogólnemu wrażeniu, że erotyczne opisy relacji damsko męskich czerpią zbyt wiele z „różowych” romansów. „Odwróciła się i stanęła na czworakach. Wspaniałości jej pośladków ukazały się oczom Riziera jak dwa księżyce w pełni, pokazywane przez astronoma, którego luneta oszalała” – możemy wyczytać z powieści Battistelliego. Ponadto właścicielka tych pośladków, wysoko urodzona arystokratka w pełni wieku, odgrywa ciekawy monodram wodząc młodego kawalera na pokuszenie. Następnie – pomimo, że Riziero zapomina o niej już następnego ranka – kilka tygodni później zupełnie bez zająknięcia załatwia mu rekomendacje u bliskiego przyjaciela. Czy tak zachowuje się nieco rozpustna, rozpolitykowana matrona? Trudno mi uwierzyć, że nie domaga się niczego w zamian.
Fabrizio Battistelli jest socjologiem, naukowcem, rządowym ekspertem i autorem specjalistycznych monografii. Jako wykładowca rzymskiego uniwersytetu „La Sapienza” z pewnością ma pod ręką szereg dokumentów opisujących struktury administracyjne Watykanu i historyczne dykteryjki z dziedziny prawa kościelnego. W tej dziedzinie (jako historyk) nie mam mu wiele do zarzucenia. Pozostaje jednak pytanie – czy naukowiec powinien pisać przygodowe książki?
„Konklawe”, Fabrizio Battistelli, Oficynka 2010
Recenzja dostępna na portalu MojeOpinie.pl
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz