wtorek, 28 lipca 2009

Całe życie z robakami


Zdaniem większości, kobieta na widok pająka powinna krzyczeć ze strachu, na widok robactwa - piszczeć z obrzydzenia, a na widok ślimaków przynajmniej się krzywić. Z pewnością nie powinna brać do ręki pięciocentymetrowego karalucha, karmić jadowitych skorpionów i doglądać tarantuli. Chyba, że... taki ma zawód.

 Niepublikowane zdjęcia do reportażu:






Tekst dostępny na portalu GazetaPraca.pl
Autor tekstu i zdjęć: Joanna Sabak



Czytaj więcej...

poniedziałek, 20 lipca 2009

"Na Polaków patrzyłem z góry"


Krąży po kraju dość siermiężny, ale bardzo trafny dowcip o "mistrzach ciętej riposty". Cytować nie będę, bo mój słownik nie obejmuje niektórych sformułowań zawartych w tym dowcipie. Poza tym odczuwam już pewne zmęczenie "ciętą ripostą". Kiedy w okół mnie ludzie chcą wyrazić coś mocnego, poruszającego, używają wyrazów z duża ilością **** w środku. Jest to prosta i wyrazista wersja emocjonalnego wybuchu, który nie jest już tak passe jak kiedyś, więc nie musimy się go wstydzić.
Ale ja chyba jestem staromodna...

Mnie imponują koronkowe metafory, które oddają te wszystkie ****. Takie które można wypowiedzieć bez użycia słów jeszcze do niedawna omijanych w kulturalnej konwersacji (bo w słownikach już je można znaleźć - ot, nowoczesność, modernizacja, postęp...). Od Mistrzów Ciętej Riposty wolę Mistrzów Anegdoty. Może dlatego ostatnio czytam głównie wywiady z twórcami starej daty. Takimi, których ominęło gwiazdorstwo, a którzy karierę budowali na reputacji, a nie na jej braku. Nie imponuje mi ekstrawagancja, bunt, prowokacja. Imponuje mi... zwyczajność.

Ale zwyczajność podniesiona do rangi sztuki. Integracja absolutna, świadomość, że jestem kimś zwyczajnym i w tym tkwi moja siła. Robię swoje. Wiem, gdzie zmierzam i pracuję na to konsekwentnie. Nic nie przychodzi łatwo, więc to co mam jest bardzo cenne. Może dlatego powraca moda na staromodne ideały Jane Austen, na autorytety z minionej epoki, na autorytety w ogóle. Wyrastamy z idoli...?

Pierwszą lekturą dzisiaj b
ył wywiad. Tradycyjnie jest to wywiad z osobą, która należny do wybitnej jednoosobowej kategorii. Jerzy Antczak jest reżyserem. Ale takim, który swoimi filmami żyje. Wkręca się, jak to się dzisiaj mówi. Poruszający opis tworzenia przedstawienia teatralnego o procesie norymberskim ("Epilog") jaki maluje przed reporterem przerywa anegdotami. "Na Polaków patrzyłem z góry" - powiedział mu John Young, brytyjski aktor. Z góry - czyli z samolotu... „Sztuka jest bezwstydna, nie możesz się wstydzić. Kościół uczy nas pokory przed siłą wyższą, ale w sztuce nie możesz być pokorny. Musisz powiedzieć sobie: »Jestem wielki «. I eksplodować” - uczy swoich studentów. "Ja mu przyznaję rację, bo reżyseria to dyktatura. Był to cham nieludzki" - wspominał jednego z polskich reżyserów. Mógłby uczyć samym życiorysem... A uczy opowieściami.

"Arab strzela, Żydzi się cieszą". Kliknęłam ten tekst, bo po serwisie informacyjnym, który zapewnia codziennie, że mimo daleko idących wysiłków Pokojowych Sił Amerykańskich, ONZ i innych militarnych klonów, ludzie na świecie się zabijają... Po takim porannym serwisie miałam ochotę poczytać o pojednaniu, bratniej miłości, politycznym cudzie. Pomyłka. Co nie oznacza, że tekst mnie nie wciągnął.

"Opowiadał mi, że dla izraelskich Arabów, Palestyńczyków i może Arabów w ogóle to sposób na odreagowanie frustracji i poniżenia. Na rozładowanie napięć. Na załatwienie, również krwawe, pradawnych sporów.
Przez piłkę można zabić narzeczoną. Albo - zastrzelić sąsiada. Przestać rozmawiać z ojcem. Znienawidzić rodzonego brata. Pogodzić się z wrogami. Zyskać narodową dumę. Albo - stracić człowieczą godność."

Przyszło mi do głowy, że nie potrafię tych zacietrzewionych Arabów i Żydów nienawidzić, tak jak potrafię znienawidzić polskich, jak ich sami nazywamy, pseudo-kibiców. Litość spowodowana tamtejszą wojną? A może cywilizacyjna wyższość? A może po prostu widzę, że ich nienawiść i frustracja ma powód. Nie popieram sposobów w jaki ją wyrażają, ale potrafię sobie wyobrazić, że piłka nożna stanowi dla nich wentyl bezpieczeństwa, pretekst do wyrażenia wściekłości na... Na wszystko. "Kiedy byłem jeszcze piłkarzem amatorem, przez kilkanaście lat stawiałem wam domy. Może więc prawdziwe zasługi dla Izraela ma nie tylko ten, kto nosi karabin, ale również ten, kto buduje" - mówi Abbas. Arab, który izraelską drużynę poprowadził do zwycięstwa.

A o co walczą polscy kibice? O narodową dumę? O porozbiorowy kompleks? Może o to samo, a może o co innego. Ale na moim podwórku ich wściekłe i często łyse gęby wzbudzają strach i wstyd. Dlatego często ich nienawidzę.

Na koniec echo całego zamieszania związanego ze śmiercią Michała Jackowskiego, powszechnie znanego jako "Król Popu". Dlaczego tak bezceremonialnie. McŻałoba, jak możemy wyczytać w krótkim felietonie. Felieton taki sobie - ani dobry, ani zły. Ale podsumowanie trafne. Kolejna zastępcza rozpacz. Zamiast płakać nad sobą, płaczemy nad człowiekiem, dla którego bilans dobra i zła nadal pozostaje nie rozstrzygnięty. Tworzymy legendę. Na miarę naszych czasów i nas samych. Amerykańskie "Rest in Peace" stanowi nie tylko szanowaną formułkę, ale i marzenie każdego, kogo McŻałoba nie porwała w objęcia. Niech on spoczywa w naszym spokoju...


Czytaj więcej...

środa, 15 lipca 2009

O gwiazdach, psach i samochodach.

Codziennie zaczynam dzień od przeglądu prasy (także internetowej) i rozmaitej "tekstury". Mam stały repertuar: Przekrój, DF, Wysokie Obcasy, Subiektywni.bloog.pl, Wolne Media, redakcja.pl, Historia i Media, Culture.pl, Autentyk, Purpose i kilka innych. Codzienna lektura zobowiązuje. A ponieważ ostatnio nie mam czasu pisać artykułów, to przynajmniej popiszę komentarze.
Taka moja Lektura Obowiązkowa.


Na początek rzuciłam się na wywiad z dwoma aktorami, których na mojej kulturalnej mapie będzie wyjątkowo brakować: zmarły w zeszłym roku ustaw Holoubek i zmarły niedawno Zbigniew Zapasiewicz. Tekst "Przez trud do gwiazd" jest rozmową aktorów z własnym ego. "Więcej już się na taki program nie zgodzę, bo to naruszyło moją godność zawodową. Może to jest za wielkie słowo, ale ja tak naprawdę czuję." - komentował Zapasiewicz jedno swoje wystąpienie w komercyjnym programie na temat psów w telewizji. Jedno wystąpienie! Człowiek, który doskonale zrozumiał mechanizm wybijania się i upadania gwiazdek na aktorskiej scenie i umiał to zawrzeć w jednym zdaniu. Anegdota o Marlin Monroe i Lawrensie Olivierze to metafora doskonała owego tytułowego "gwiazdorstwa". Panowie się do niego nie poczuwają i poczuwać się nie chcą. "Gdybyśmy byli gwiazdami, to byśmy teraz byli zaproszeni do Międzyzdrojów, ale nikt nas nie zaprosił" ironizuje Holoubek. Zauważa, że w Polsce aktorzy należą do teatru, a film ich wypożycza. Zachodnie mega-gwiazdy latami pracują na maleńką teatralną rolę poza blichtrem Hollywood. Tam teatr jest nobilitacją - u nas nobilitacją jest telewizja?
Można by się z opinią panów kłócić, ale raczej nie da się jej zignorować.
Zaczytałam się, aż mi poranna herbatka wystygła...

Drugi punkt programu to wywiad z polskim biologiem, który zyskał olbrzymią renomę wszędzie... poza Polską. Bo tutaj jego szwedzki doktorat, publikacja w "Sience", czy 1400 cytowań w światowych publikacja naukowych niewiele znaczy. Bardzo ciekawa rozmowa z badaczem, którego niewyparzony język, ambicja i wiara w polską naukę kłócą się z wizerunkiem polskiego profesora. Do tego kilkaset tysięcy euro stypendium i jeden z najlepiej opłacanych projektów badawczych w kraju. Widać można, jak się człowiek uprze. Nawet w Polsce.

O języku angielskim wiadomo głównie, że jest wszędzie. Ale o tym, że jest to język złodziejski, który słowo "ketchup" ukradł z języka malajskiego nie wiedziałam. Punkt dla Przekroju, za artykuł o czymś powszechnie znanym przedstawionym od ciekawszej strony.

Czytaj więcej...

wtorek, 14 lipca 2009

Chińskie błyskawice na uspokojenie

Dzisiejszy news, który mnie poruszył dogłębnie dotyczył chińczyków i elektrowstrząsów. A zainteresował mnie z kilku powodów.
Pierwszy jest merytoryczny - Chiny słynął z braku poszanowania godności ludzkiej. Być może dlatego chińscy lekarze pozwalają sobie na kontrowersyjne metody i testowanie w praktyce fantazyjnych pomysłów naukowych. Z drugiej strony jest to kraj, który wytworzył odrębną gałąź medycyny tradycyjnej, która po tysiącach lat nadal zadziwia swoją skutecznością. Starcie technologii z tradycją jest nieuniknione.

Drugi powód był mniej naukowy, bardziej emocjonalny - starcie tytułu z miałkością i nieścisłością newsa zwaliło mnie z nóg. Autor newsa zarobił moje kliknięcie, ale zarobił też obniżenie wiarygodności o kolejny punkt.

Nie od dziś wiadomo, że Chiny mają z Internetem prawdziwy problem – w kraju, gdzie liczba użytkowników sieci sięga 300 mln, około 40 mln spędza zbyt dużo czasu grając w internetowe gry. Skutki uzależnienia nie są banalne – utrata wagi, rozkojarzenie, nerwice, poważne zaburzenia snu… Nic dziwnego, że troskliwych rodziców, przerażonych widokiem swojego dziecka przykutego do komputera, nęci perspektywa szybkiego odwyku.
Także rozpisywanie się o metodach dr Yang Yonxina, który używa elektrowstrząsów i twierdzi, że: „Terapia prądem ma wytworzyć u pacjenta nieprzyjemne skojarzenia związane z komputerem.” Oczywiście elektrowstrząsy to nie jedyna metoda – psychoterapia, zajęcia sportowe, plastyczne, nawet akupunktura - pełna gama środków. Jednak świadomość, że dzieci poniżej 14 roku życia rażone są prądem o napięciu 30V trochę ogłusza.

Tyle merytorycznych przemyśleń. Teraz będę się czepiać rozmiaru dezinformacji wynikającej z tego newsa.
Na kilku portalach można znaleźć twierdzenia, że terapia Elektrycznego Doktorka przypomina nieco przystąpienie do sekty - absolutne posłuszeństwo, przysięga milczenia i drastyczne katy za wszelkie odstępstwa od reguł. Nie jestem w stanie ich zweryfikować, ale brzmią prawdopodobnie. Tyle, ze w newsie Wybiórczej nie występują. A szkoda - może wtedy łatwiej byłoby zrozumieć, czemu elektrowstrząsy groziły także za zamkniecie na klucz drzwi do łazienki. Przez chwilę myślałam, że Chińczycy postanowili nagle torturować dzieci za potrzebę intymności.

W każdym razie chińskie ministerstwo zdrowia zakazało elektrowstrząsów. Zapewne dopiero co dowiedziało się o pomysłowości lekarza i interweniowało w odpowiedzi na medialny szum. Tytuł newsa jednak sprawił, że oczekiwałam elaboratu od Amnesty International, oburzenia Baraka Obamy i protestów pod ambasadą. Jednym słowem - byłam przekonana, że Chiny oficjalnie uznawały tę metodę leczenia za odgórnie ustaloną.

Przekopiowanie newsa z agencji bez zmiany choćby jednego słowa już mnie nie dziwi w portalach informacyjnych. Dziwi mnie brak potrzeby zrozumienia, co się przeczytało. Przypomina to dobieranie okładki do książki, w sytuacji kiedy ktoś przeczytał pierwsze i ostatnie zdanie.
Dajmy na to: "-Rany boskie, matka! Co ci jest?!"
"Kiedy pytam ile ma lat, kiwa głowa i szepce: 'Dwa lata i osiem miesięcy. Tyle co Dayiel i Mia".
Przykładowa okładka książki - dzieci, mama, tragedia w tle. Nic bardziej mylnego.

PS:
Dla ułatwienia wyjaśnię, że cytaty pochodzą z książki Williama Whartona "W księżycowa jasną noc". Akcja książki dzieje się w czasie II wojny światowej. Jest w niej dużo wojskowych trupów, główny bohater ma galopującą dyzenterię, a "Matka" jest facetem.

Czytaj więcej...

czwartek, 9 lipca 2009

Igłą malowane, czyli zawód którego nie ma


Tego fachu nie uczy żadna szkoła. Nie uwzględniają go przepisy polskiego prawa. Kim jest w Polsce tatuator? Bywa, że pracuje jako "artysta rysownik". 

Jeszcze kilkanaście lat temu tatuaż był wyrazem buntu, podkreślał wyjątkowość właściciela. Czasy się zmieniły. - Być może w przyszłości oryginalnie będzie mieć zupełnie czyste ciało - stwierdza Darek, właściciel studia tatuażu Gulestus na warszawskim Tarchominie. - Gwiazdy muzyki, kina, postaci z gier komputerowych, sportowcy, artyści - wymienia. Tatuaże wyszły z ukrycia i są teraz wszędzie. Dawniej tatuaże kojarzono w Polsce głównie z rozmytym granatowym rysunkiem, marynarzami i potocznie rozumianym "światem przestępczym". Wykonywano je domowej roboty maszynkami, z użyciem tajemniczego barwnika, który okazuje się substancją bardzo łatwo dostępną (głównie w sklepach papierniczych)... 

Tekst dostępny na portalu GazetaPraca.pl
Autor: Joanna Sabak


Czytaj więcej...